piątek, 23 października 2009

Bon Iver - For Emma, Forever Ago [2008]


Najpiękniejsze smęcenie jakie słyszałem w roku 2008. Płyta rozwala swoją prostotą, z jednej strony ascetyczna w wyrazie instrumentalnym, z drugiej jakby kpina z potrzeby tworzenia super dopracowanych utworków (potworków) w idealnych warunkach nagraniowych. Czy do życia potrzebna jest nam ta cała machina wymuszająca w nas pogoń za nowościami, za wytworzonymi bzdurnymi potrzebami? wymuszająca w nas rezygnację z najprostszych środków wyrazu?

Tak oto niejaki Justin Vernon, wziąwszy gitarę i kilka przeszkadzajek, zaszył się gdzieś w głuszy Ameryki Północnej i stworzył coś czym zachwycam się nie tylko ja. Człek będący trybikiem w wielkiej machinie idiotycznej rzeczywistości.

A to co usłyszycie w prezentowanym poniżej clipie - Cóż, dla mnie Bobby McFerrin może mu tylko co najwyżej buty wypastować...

Brak komentarzy: