
Nie za bardzo znam się na muzyce hip-hopowej, tym bardziej tej amerykańskiej. Lecz znam i co najmniej szanuje dokonania tych największych tuzów jak Run-DMC czy Beastie Boys. W me ręce, a raczej uszy dotarła produkcja nic mi nie mówiąca, zresztą chyba szerzej nieznana (myślę tu o Polsce), ale to także nie ma znaczenia. Znaczenie ma tylko to, że jest w tym to coś, co każe mi odsłuchać ten album po raz kolejny, może nie od razu, bo muzyka w takim formacie jest dla mnie nużąca, ale pozostaje nieodparta chęć powrotu do tej muzyki.
Co tutaj mnie przyciąga? Zauroczyła mnie psychodeliczna, bardzo ciężka brzmieniowo ścieżka dźwiękowa w kilku utworach. W kompozycji Robbing Banks nawet trudno mówić o konwencji hip-hopowej utworu (gdyby nie wszechobecne sample). Do reszty materiału muszę się jeszcze przekonać. Wiem, że wrócę do tego albumu jeszcze
Do posłuchania na ten tydzień polecam jednak najbardziej rozpoznawalny kawałek – u mnie od niego się zaczęło właśnie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz